No cóż, nie udało mi się poprzednim razem, ale za to udaje mi się teraz :) Nie liczę na to, że ktoś tu jeszcze zagląda, ale jeśli tak to byłoby mi miło :)
W ogóle zastanawiam się, czy nie zacząć publikować tych wszystkich historyjek na wattpadzie :) Więcej czasu spędzam tam aniżeli tutaj i tam dobrze dodaje mi się z telefonu, więc może jednak powinnam się tam przenieść ;) Oczywiście zostawiłabym wszystko tutaj tak jak jest, ale na wattpada wrzuciłabym już poprawione wersje niektórych miniaturek :)
No cóż nie rozpisuję się już za bardzo :)
Pozdrawiam :)
Buziole :*
-Ała! Pojebało Cię?! – Spiorunował przyjaciela wzrokiem,
rozmasowując obolałe ramię, w które został uderzony z całej siły, jaką mulat
miał w sobie.
-Jakbyś mnie słuchał, to byś nie oberwał palancie! –
Draco pokazał przyjacielowi środkowy palec, wiedząc, że to co przyjaciel miał
mu do przekazanie, wcale, aż takie ważnym nie było, jak twierdził Blaise.
-Przestańcie. – Czarnowłosa oparła się o ścianę przed
salą Eliksirów. – Żrecie się jak stare małżeństwo. Aż rzygać się chce. – Przymknęła
oczy, marząc o tym by móc znaleźć się już w łóżku, ale wiedziała, że przed tym
daleka droga. Zajęcia się dopiero zaczynają, a mają dziś trwać, aż do godziny
siedemnastej, co wcale jej się nie podobało. To dopiero trzeci tydzień szkoły,
a ona ma już naprawdę dość. Nauczyciele się chyba wściekli z materiałem i
pracami domowymi, przez które większość uczniów musiała zarywać nocki, i między
nimi była też, sama panna Parkinson, co wiązało się z tym, że miała mniej czasu
na spotkania, które tak wiele jej dawały.
-Tobie po prostu brakuje seksu Pansy. – Odparował
ciemnoskóry, chcąc w ten sposób dogryźć przyjaciółce, która naj zwyklej w
świecie go zignorowała, i oparła głowę o ścianę, chcąc zażyć chociaż kilku
minut zbawiennej drzemki. W tym samym czasie wysoki blondyn korzystał z tego,
że przyjaciel skupił swoją uwagę na ich przyjaciółce, i zaczął kończyć pisać
raport z wczorajszego patrolu dla pani dyrektor, a raczej miał zamiar kończyć,
gdy coś całkiem innego, i o wiele ciekawszego zainteresowało jego osobę.
A mianowicie idąca jak burza Panna Granger, a tuż za nią
rudowłosy przygłup, zwany inaczej Ronaldem Wesleyem. I wszystko byłoby okej,
gdyby nie słowa jakie wydobywały się z ust naczelnej Gryffindoru.
~~*~~
Zatrzymała się przy drzwiach do Sali Eliksirów, a Ron tuż
obok niej.
Była wściekła!
Naprawdę wściekła na rudowłosego przyjaciela. Oczywistym
było, czym owa wściekłość była spowodowana, a mianowicie tym iż rudy jak zwykle
nie zrobił pracy na czas i teraz skomlał Hermionie za plecami aby mu ‘pomogła’.
A pomoc ta miała wyglądać w taki sposób, że Hermiona napisze ową prace za
niego, a on zbierze oklaski. Oczywiście Hermiona pominie fakt, że dana praca
już dawno została napisana za przyjaciela i leżała na dnie jej torby, ale nie
zaszkodzi jej go troszkę pognębić prawda? Jeśli Ronald chce ją dostać to niech
się napoci. Może jest to mało przyjacielskie, ale nadrabia to faktem, że
Hermiona pomyślała już o tym na trzy dnie wstecz, i napisała tą prace dla niego
prawda? Należy jej się za to chociażby i ta chwila poniżenia rudowłosego zanim
da mu zapisany pergamin.
-No Hermionaaaaaa… Przecież i tak wiem, że już mi to
napisałaś, więc po prostu mi to daj i będzie po problemie. – Hermiona poczuła
jak krew w jej żyłach zawrzała.
‘O nie Ronaldzie
Weasley! Tak to my się bawić nie będziemy!’ Pomyślała, zanim wyciągnęła ze
swojej torby zwinięty pergamin.
-Ostatni raz to za ciebie zrobiłam ty rudy głąbie! – Rzuciła
w niego pergaminem i weszła do Sali, która została właśnie otwarta przez
profesor Begins, która to zajęła miejsce słynnego Severusa Snapa. I gdyby
Hermiona miała szczerze odpowiedzieć, to naprawdę tęskni za starym nietoperzem,
który był naprawdę łagodnym w przeciwieństwie do profesor Begins. A jeśli mówi
to już Hermiona Granger to coś jest na rzeczy.
Usiadła w ławce na samym przedzie, którą zawsze zajmowała
sama, odkąd profesor Begins, zaczęła ich uczyć, dlatego też położyła swoją
torbę na siedzeniu obok siebie, nie spodziewając się, że ktoś usiądzie obok
niej, ale dziś Hermiona Granger miała zostać zadziwiona, i nie tylko ona, gdy
chwilę po tym jak zajęła miejsce tuż obok niej usiadła naczelna księżniczka
Slytherinu, inaczej zwaną Pansy Parkinson, wcześniej podając jej torbę, która
należała do Hermiony. Gryfonka patrzyła się na nią z ogromnym zdziwieniem i
setki pytań nasuwało jej się na usta. ‘Świat
stawał na głowie! Pansy Parkinson usiadła w jednej ławce z samą Hermioną
Granger’, krzyczały spojrzenia w całej Sali, ale jakoś Hermiona nie miała
głowy się nimi przejmować.
-Co? – Czarnowłosa spojrzała na Hermionę, ale nie było w
tym spojrzeniu żadnej wrogości. Może trochę mniej sympatii, ale nie wrogości. –
Nie mam zamiaru spędzić dwóch godzin z tymi dwoma idiotami. – Wskazała za
siebie, i dopiero teraz Hermiona zauważyła, że ławkę tuż za nią, zajęli Draco
Malfoy wraz z Blaisem Zabinim.
Koniec końców wzruszyła tylko ramionami i odwróciła się w
stronę pani profesor, starając się nie zwracać uwagi, na towarzystwo jakie ją
otaczało. Hermiona spojrzała w prawo gdzie dwie ławki za nią siedział Harry z
Luną, który napotykając wzrok przyjaciółki wzruszył tylko ramionami. Hermiona
westchnęła tylko i z torby wyjęła podręcznik do Eliksirów oraz pergamin i
pióro. Nie ma to jak liczyć na przyjaciół.
Taka była myśl panny Granger zanim całą uwagę skupiła na
zajęciach.
~~*~~
Siedział na najwyższej z wież Hogwartu, podziwiając
widoki przed nim. Spędził w tym zamku już kilka lat, ale on wciąż go zadziwiał,
a widoki zapierały dech w piersi, dlatego chyba najbardziej z całej ich czwórki
przeżywał fakt, że jest to ich ostatni rok w tym miejscu. A może to fakt, że
dopiero w tym zamku poznał smak przyjaźni i rodzinnej miłości?
Poznał smak rodzinnego domu?
Tak.
Harry Potter dopiero w murach Hogwartu poczuł się jak w
domu, czuł, że to właśnie tu jest dom, i jeszcze tylko kilka miesięcy dzieli go
od opuszczenia tego domu już na zawsze. Wiedział, że ten dzień kiedyś
nadejdzie, ale uważał, że nadszedł zbyt szybko, i gdyby to tylko od niego
zależało to zamieszkałby tutaj na stałe, ale niestety realia są inne.
-Tutaj jesteś! – Dziewczyna usiadła obok niego. –
Szukałam cię po całym zamku. – Harry objął ją ramieniem, przyciągając, bliżej
siebie i całując w skroń.
-No i znalazłaś. – Teraz oboje wpatrywali się w horyzont,
za którym już za niedługo zacznie chować się słońce, doprowadzając dzień do
końca i ustępując miejsca swemu ‘bratu’, którym jest księżyc. – Pójdziemy jutro
na spacer? – Ginny spojrzała na swojego chłopaka, z zastanowieniem, by już za
chwilę pozwolić uśmiechowi zagościć na twarzy.
-Czy to randka? – Zapytała zadziornie. Harry zaśmiał się
i również spojrzał na swoja dziewczynę i pokiwał twierdząco głową, na co
dziewczyna pisnęła i rzuciła się na niego przewracając ich. Kochał tą
dziewczynę tak bardzo mocno, że aż czasami naprawdę bolało, ale nie zamieniłby
tego uczucia za nic w świecie.
~~*~~
Stał nad brzegiem jeziora, wrzucając do niego co jakiś
czas kamienie, burząc tym samym jego spokój. Wiedział, że zachował się dziś nie
fair wobec przyjaciółki. Ale czy z drugiej strony prosił o tak wiele skoro
Hermiona i tak spędzała tyle czasu w bibliotece?
Nie wydaje mu się.
Chciał znów zaburzyć spokój jeziora, ale kamienie w jego
dłoni jak na złość się skończyły. Wziął głęboki wdech, aby chociaż trochę się
uspokoić, ale to wcale mu nie pomogło. Może i na Harryego to działało, ale nie
na niego. Dlaczego Hermionie jest tak trudno zrozumieć, że on naprawdę ma
ważniejsze sprawy na głowie, aniżeli jakieś głupie wypracowania, które i tak
nie SĄ brane pod uwagę na końcową ocenę?
Może dlatego, że
nic nikomu nie mówisz?
Złośliwy głosik zabrzmiał w jego głowie i chcąc nie chcąc
musiał przyznać mu rację, rozwścieczyło go jeszcze bardziej i nim pomyślał nad
tym co robi, to jego różdżka szybowała już w powietrzu by ostatecznie zakończyć
swój lot na środku jeziora.
Oddychał głęboko, patrząc jak ‘patyk’ pływa sobie
spokojnie po tafli jeziora. Nie minęła minuta, gdy rudowłosy przeklął szpetnie
i zaczął zdejmować buty. Nie zastanawiał się nad tym w jaki sposób dostanie się
na środek jeziora, w którym pływa paskudna kałamarnica, i która tylko czeka na
takich bezmyślnych osobników, jak Ron.
-Accio różdżka
Ronalda Weasleya. – Patrzył jak jego różdżka wzbiła się w górę i zaczęła
szybować w kierunku, w którym stał. Gdy jego magiczny atrybut znalazł się w
zasięgu jego ręki, chciał go przechwycić, ale różdżka poszybowała dalej,
zgrabnie go omijając. Wpatrywał się jak różdżka ląduje w zadbanej dłoni
dziewczyny, która z kpiącym uśmiechem wpatrywała się w niego i kręciła z
rozbawieniem głową. – Naprawdę zaczynam wierzyć w to, że przeżyłeś te wszystkie
lata dzięki Granger, co zmierza ku temu, abym jej podziękowała za to, że
zdołała utrzymać cię tak długo przy życiu. – Ron podszedł wolnym krokiem do
dziewczyny i odebrał z jej delikatnej dłoni swoją własność.
-Chyba trochę cię poniosło, moja droga. – Musnął
delikatnie jej usta. – Jak Ci minął dzień Pansy? – Doskonale wiedział jak minął
jej dzień, zwłaszcza, że wszystkie zajęcia mają w tym roku razem, ale nie
zaszkodzi mu zapytać i pozwolić, aby sama mu opowiedziała prawda?
-Przecież
wiesz. – Wtuliła się w niego ufnie. – No poza wróżbiarstwem, na którym to
raczyłeś się nie pojawić. Znów. – Zaśmiali się oboje, usiedli na trawie i
zaczęli wpatrywać się w chowające się za horyzontem słońce, która barwiło
okolicę na pomarańcz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz