Witam! Przybywam z drugą częścią 7 Miniaturki! Nareszcie! No i mam wiadomość :) Będzie 3 część tej oto miniaturki, także oczekujcie jej :) Miały być tylko dwie części, ale wyszło inaczej i będą 3 :) Aha, no i zapraszam, na Prolog, mojego kilkuodcinkowego opowiadania, które znajdziecie w zakładce Opowiadanie I :) Pozdrawiam ;*
***
+18
(osoby niepełnoletnie czytają na własną odpowiedzialność)
-Chyba sobie żartujesz Granger! – założył ramiona na
piersi i patrzył na nią wzrokiem, który mówił jej, że choćby sam Potter rzucał
w niego Avadą, on nie wsiądzie do tej ‘diabelskiej maszyny’. Przewróciła oczami
i złapała go za nadgarstek, ciągnąc w stronę tej właśnie ‘diabelskiej maszyny’
jak to wcześniej nazwał, lecz napotkała opór w postaci zaparcia się blondyna.
-Serio Malfoy?
-Serio Granger? – zawtórował jej, dając jej tym samym do
zrozumienia, że nie wsiądzie z nią do tego metalowego czegoś, co może ich zabić
z taką łatwością! Jeszcze mu życie miłe!
-Na różdżkę Merlina, jesteś Śmierciożercą! Zabijałeś,
torturowałeś, gnębiłeś… Merlinie zabiłeś samego Dumbeldora*, a boisz się wsiąść
do zwykłego mugolskiego metra?! –zaśmiała się ironicznie pod nosem z tej całej
sytuacji. Powinna być zła, ale bardziej ją to bawiło niż złościło. Kto by
pomyślał. Draco Malfoy największy Casanova Hogwartu, najwierniejszy sługa
Czarnego Pana, ten który zabił najpotężniejszego czarodzieja ostatnich lat, boi
się wsiąść do zwykłego metra, w którym z reguły nic im nie grozi.
-To nie jest śmieszne naczelna Gryfonko – przewróciła
oczami na jego tekst i odwróciła się do niego plecami, ruszając w stronę ławek,
aby tam zaczekać na ich środek transportu – Gdzie idziesz?!
-Na ławkę – odpowiedziała, nie odwracając się do niego,
ale nim doszła do ławki metro na które czekali ( ponieważ wcześniejsze
odjechało prze pana arystokratę) właśnie podjeżdżało – Nie bez powodu nazwano
Cię tchórzofretką Malfoy – odwróciła się do niego bezczelnie przodem,
uśmiechając się przy tym pod nosem– TCHÓRZ – poruszyła bezgłośnie wargami
wchodząc tyłem do wagonu i patrząc na niego wyzywająco. Nie minęło dziesięć
sekund, a została przyparta do poręczy, która boleśnie wbiła się w jej plecy,
ale nie pokazała tego po sobie. Czuła na czubku głowy jego świszczący oddech i
rękę, która obejmowała ją w talii.
-Nie.Jestem.Tchórzem.Granger. – wysyczał jej prosto do
ucha. Był wściekły. Ogromnie wściekły, ale nie na nią, lecz na samego siebie.
Na siebie, za to, że tak łatwo pozwolił jej zagrać na swoim strachu i emocjach.
Ba! Za to, że w ogóle pokazał jej strach i emocje.
-Jasne – prychnęła wciąż patrząc mu w oczy – Malfoy? –
zapytała spokojnie i z nutką… strachu?
-Co? – jego głos zadrżał na dźwięk głosu brunetki.
-Ten facet – wskazała głową na mężczyznę z plecakiem –
Jest dziwnie podejrzany – szepnęła – odstawił plecak gdy tylko wsiadł do wagonu
– i tyle wystarczyło jedynemu dziedzicowi Malfoy’ów by wszczął panikę na całe
metro, które odbije się w nocnych mugloskich wiadomościach. Sam zaś wyciągnęła
go z wagonu na następnym przystanku, o mało nie dusząc się ze śmiechu, co
zauważył młody arystokrata, domyślając się, że dziewczyna najzwyklej w świecie
naśmiewała się z jego lęków związanych ze światem mugoli. Powinien być zły, ale
nie potrafił. Bardziej ciesząc się z tego, że odwrócił jej uwagę od tego, co
męczyło ją od dłuższego czasu.
-Ty! – ruszył w jej stronę, ale ona nie miała zamiaru
uciekać – Mała, wredna, bezczelna… - z każdym słowem był co raz to bliżej niej
– Jak tylko Cię dorwę… - doskoczył do niej i przyparł ją do chłodnej,
chropowatej ściany. Górował nad nią bo bądź co bądź był od niej wyższy o dobre
dwadzieścia centymetrów, ale to wcale nie sprawiło, że dziewczyna w jakiś
sposób się go obawiała. W głębi czuła, że właśnie on by jej nie skrzywdził, ani
na skrzywdzenie nie wystawił.
Patrzyli sobie w oczy i czuła jego szybki oddech na
swojej twarzy. Dopiero teraz zauważyła jaką głębie mają jego oczy. Nie były one
niebieskie, jak wydawało jej się na co dzień. Były w odcieniu stali. Były… po
prostu były dla niej piękne. Niespotykane. Takie… takie malfoyowskie – Granger?
– mruknęła ponieważ nie była w stanie wypowiedzieć żadnego słowa. Czuła dziwną
gulę w gardle, która nie miała zamiaru przepuścić żadnego słowa – Zaraz Cię
pocałuję – i nim zdążyły do niej dotrzeć jego słowa, poczuła na wargach jego
wargi, które delikatnie aczkolwiek z pewnością napierały na jej własne.
Siedzieli na murku spoglądając na London Eye, nie mając
zamiaru poruszać tego, co stało się w metrze około godziny temu. Ani Hermiona,
ani Draco nie wiedzieli co mają powiedzieć. Co ich do tego skłoniło? Strach?
Chęć zemsty? Pożądanie? Co? Tego nie wiedzieli, dlatego woleli nie poruszać
tego tematu.
-Chcesz się przejechać? – zapytała chcąc przerwać tą
ciężką i krępującą cisze. Byli Śmierciożercami a przeraził ich zwykły
pocałunek! To śmieszne wręcz! – Malfoy?
-Chodźmy – zeskoczył z murka podając jej rękę, którą ona
bez wahania ujęła zapominając o tym co przed chwilą myślała. Ramię w ramie, ze
splecionymi dłońmi ruszyli na przód, przez oświetloną alejkę, w stronę London
Eye.
Puścili swoje dłonie dopiero gdy dotarli do kasy.
Hermiona spojrzała na blondyna i miała ochotę roześmiać się w głos. Wyglądał w
tej chwili na tak bardzo zagubionego. Jakby stracił pamięć i uczył się na nowo
żyć, jakby uczył się wszystkiego od nowa.
-Wiem, że masz ochotę się ze mnie śmiać – warknął w jej
stronę – Nie radzę – prasknęła śmiechem pełnym kpiny i podeszła do okienka,
kupując dwa bilety, na przejażdżką London Eye.
-Mam nadzieję, że nie masz leku wysokości, Malfoy.
-Jakbyś zapomniała to latam na miotle, Granger –
pokręciła głową i ruszyli do szklanej kopuły, by móc przez najbliższą godzinę
podziwiać Londyn nocą, z lotu ptaka.
-Wow! To było… Wow – Hermiona uśmiechała się delikatnie,
słuchając zachwytów Dracona na temat, przejażdżki rozsławionym London Eye. Ona
jeździła nim już kilka razy, ale za każdym razem robiło to na niej takie samo
wrażenie, jak za pierwszym. Zapierało jej dech w piersiach, uspokajało,
zachwycało. Cieszyła się, że i Draconowi spodobało się to tak samo jak i jej –
Głodny jestem.
-Ja też – odpowiedziała wyrwana ze swoich myśli – znam
niezły pub, tu zaraz nie daleko.
-Świetnie – załapał ją za dłoń i splatając ich palce
razem pociągnął ją do przodu, o mało jej nie wywracając. Hermiona zaśmiała się
po raz kolejny tego wieczora, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Z tego jak
i z tego, że od dłuższego czasu są obserwowani przez dwóch prawie, że już
mężczyzn.
Usiedli na wysokich, barowych krzesłach przy długiej
ladzie, która ciągnęła się prawie, na cały lokal i czekali, aż zostanie podane
im ich zamówienie. Hermiona zaczęła nerwowo stukać palcami o blat, czując, e
coś jest nie tak. Od jakiegoś już czasu miała wrażenie, że są obserwowani, ale
byli wśród ludzi, jugoli, więc to naturalne, że się na nich patrzą prawda?
Zwłaszcza, że dla zwykłego oka mogli wyglądać z Malfoy’em na parę. Ale nią nie
byli, a jej uczucie bycia obserwowaną, wzmagało się z każdą chwilą, a gdy kątem
oka zauważyła, jak krzesło w kącie pomieszczenia przesunęło się ‘samo’, była
już pewna, że są obserwowani i miała dziwne wrażenie, że bardzo dobrze znała
tych, którzy obserwowali ją jak i młodego Śmierciożercę.
-Malfoy – złapała go dyskretnie za nadgarstek – nie rób
gwałtownych ruchów, ale jesteśmy obserwowani – powiedziała i gdy tylko ich
zamówienie zostało im podane, chwyciła papierowe opakowanie i zsunęła się ze
stołka, ciągnąc za sobą blondyna. Starała się zachowywać normalnie, ale czuła,
jak panika i strach zaczynają opanowywać jej ciało, zwłaszcza, że bardzo dobrze
wiedziała KTO ich obserwuje.
-Granger? – nie odpowiedziała nic wciąż ciągnąc blondyna
za sobą. Czuła, że ‘intruzi’ podążają za nimi krok w kro, jak dobrze wiedziała,
że nie zaatakują ich w miejscu pełnym mugoli. Dlatego chciała odciągnąć ich w
jak najbardziej wyludnione miejsce i wiedziała gdzie takie znajdzie. Trafalgar
Square o tej godzinie, jest całkowicie wyludnione i tam właśnie zmierzała. Tam
nie będzie świadków. Tylko ona, Malfoy i dwójka podążających za nimi osób.
Tylko ich czwórka – Granger!
-Po prostu chodź za mną – skręcili w lewo i przebiegli
przez ulicę – I przygotuj różdżkę – powiedziała sama wyciągając swoją.
Zatrzymali się pod wysokim pomnikiem i odwrócili w stronę, z której dopiero co
przyszli. Stali tak przez kilkanaście sekund czekając na to co się może
wydarzyć. I długo nie czekali. W stronę Dracona poleciała smuga czerwonego
światła, którego zdążył uniknąć w ostatnim momencie i oboje z Hermioną
przebiegli na drugą stronę pomnika, ukrywając się za nim.
-Czy powiesz mi co się dzieje?
-To Harry i Ron – odpowiedziała, wychylając się, ale
zaraz wróciła do poprzedniej pozycji, gdy czerwony snop światła śmignął jej
koło ucha – Nie mam pojęcia jak mnie znaleźli, ale nie mogą mnie dopaść – Draco
na czworaka przemieszczał się wzdłuż murka, nie chcąc zostać zauważonym. I
dobrze mu szło, ponieważ atakujący skupili się na Hermionie, a nie na nim.
Jeśli z tego wyjdą przyszpili Granger i wydusi z niej wszystko. Bo to, że się
pojawiła kilka tygodni temu na progu jego rezydencji w opłakanym stanie, jakoś
przełknął, ale to, że jej ‘najlepsi’ przyjaciele atakują ją, chcąc się jej
najwyraźniej pozbyć, już nie jest czymś normalnym.
Wychylił się i rzucił zaklęcie petryfikujące, w stronę, z
której właśnie błysnęło czerwone światło, kierujące się w stronę, gdzie
znajdowała się Hermiona. Już po kilku sekundach można było usłyszeć głuchy
łoskot upadającego ciała, a tuż po tym trzask teleportacji, oznajmujący, że drugi
z napastników właśnie ich opuścił, pozostawiając swojego towarzysza na pastwę
losu pozostałej na placu dwójki.
-Będziesz się gęsto tłumaczyć Granger – powiedział, gdy
tylko stanęli obok siebie, nad spetryfikowanym ciałem nikogo innego jak Ronalda
Wesleya. Kiwnęła tylko głową. Wiedziała, że ten dzień kiedyś nadejdzie, ale nie
wiedziała, że aż tak szybko. Czy była gotowa o tym opowiedzieć jeszcze raz? I
to jemu? Nie wiedziała, ale innego wyjścia już nie było. Musiała powiedzieć mu
prawdę.
Stała pod zimnym strumieniem wody, szczękając z zimna
zębami, ale nie miała zamiaru puszczać ciepłej wody. Nie teraz. Nie przed tym
co ma zamiar zrobić. Musiała być trzeźwo myśląca. Ale czy można być trzeźwo
myślącym w takiej sytuacji? Czy mogła się w jakikolwiek sposób na to
przygotować? Nie. Nigdy nie będzie. Czarny Pan ułatwił jej sprawę z tym, ale
tym razem nie będzie tak łatwo. Tym razem sama musi wrócić do przeszłości. Do
przeszłości, do której myślała, że w najbliższym czasie wracać nie będzie
musiała. O jak naiwna była!
Trzęsącymi się rękoma zakręciła kurki, zamykając tym
dopływ wody i przestając tym samym katować się lodowata kąpielą. Na równie
trzęsących się nogach wyszła spod prysznica i nie wycierając się, zarzuciła na
siebie puchaty szlafrok i wyszła z łazienki. Czuła jak woda kapiąca z włosów,
przemaka przez materiał szlafroka, ale nie przejęła się i tym szczegółem.
Jedyne co teraz miała przed oczami to obraz siedzącego skrzyżnie na jej łóżku
Malfoya.
-Długo Ci się zeszło – nie odpowiedziała mu, tylko
usiadła naprzeciw niego w takiej samej pozycji. Jakoś nie w głowie jej teraz
było to, że pod szlafrokiem nie miała żadnego odzienia i blondyn mógł zobaczyć
to i owo. Wyciągnęła do niego trzęsące się i zmarznięte dłonie, czekając aż ten
weźmie je w swoje. Wzdrygnęła się, gdy poczuła różniącą ich temperaturę, gdy
Draco złączył ich dłonie ze sobą.
-To nie będzie przyjemne – w odpowiedzi ścisnął tylko jej
dłonie bardziej i skupił się na jej barierach ochronnych, które teraz opadły.
Specjalnie dla niego. Był podekscytowany tym, że w końcu się dowie, co
sprawiło, że ta zagorzała Gryfonka dobrowolnie wstąpiła w szeregi Czarnego Pana
i pała, aż taką nienawiścią. Ale nie sądził, że to co zobaczy, aż tak bardzo
odbije się na nim i jego psychice.
-Jesteś pewien, że
to aby na pewno tutaj? – zapytała, sceptycznie spoglądając na nie wielkie
wejście do jaskini, do której to mieli właśnie wejść, by zdobyć tak cenne dla
nich informacje – Trochę mi się to nie widzi Ronald – odwróciła się w stronę
przyjaciela, uważnie mu się przyglądając.
-To na pewno tutaj
– odpowiedział i wymijając ją wślizgnął się do jaskini, drugi z mężczyzn
podążył zaraz za tym pierwszym, nie odzywając się nawet słowem. Ufał swojemu
przyjacielowi i wiedział, że nie wystawiłby ich do wiatru, zwłaszcza w tak
ważnej sprawie. Hermiona stała jeszcze chwilę, przed wejściem, po głębokim
wdechu ruszyła za przyjaciółmi, ale nie mogła się wyzbyć tego irracjonalnego
uczucia, że nie czeka ich tu nic dobrego. Wierzyła swojej intuicji, która nie
zawiodła ją jeszcze nigdy, a ta podpowiadała jej, żeby uciekała stąd jak
najdalej może, ale zdusiła w sobie te odczucia, gdy tylko poczuła dłoń
Harry’ego na swojej własnej, i minimalnie się uspokoiła.
Szli już chyba z
trzydzieści minut, gdy zaczęli słyszeć głosy i śmiechy, i tym razem Hermiona
poczuła naprawdę realną potrzebę wydostania się stąd, i to możliwie jak
najszybciej, ale dłoń Harry’ego jej to uniemożliwiała. Podzieliła się swoimi
spostrzeżeniami, ale usłyszała tylko prychnięcie Rona i coś co miało zabrzmieć
jak ‘do chrzanu z babską wyobraźnią’ na co Hermiona oburzyła się i naprawdę
miała ochotę kopnąć Rona bardzo mocno w jego durny tyłek.
-To tutaj –
rudowłosy się zatrzymał i uderzył jakimś kamieniem, cztery razy w ścianę
jaskini, a już po nie całej minucie, przed nimi stał, brudny, zarośnięty i
śmierdzący mężczyzna, który chyba zapomniał, że istnieje coś takiego jak
szczoteczka do zębów, lub jakikolwiek zaklęcie myjące – Macie?
-Mamy – mężczyzna
spojrzał na Hermionę takim wzrokiem, jakby oceniano bydło na sprzedaż – Widzę,
że i wy się wywiązaliście z umowy – zarechotał, odwrócił się i ruszył w
kierunku z którego przyszedł, a oni tuż za nim. Harry złapał Hermionę za ramię
i zaczął prowadzić ją przed sobą, o mało jej nie wywracając.
-Wiesz Harry,
uważam, że potrafię chodzić i doskonale poradziłabym sobie bez Twojej pomocy –
ale mimo tego przyjaciel jej nie puścił i szedł dalej trzymając ją mocno w
uścisku. Teraz to już Hermiona widziała, że coś jest bardzo nie tak. Nawet
bardziej niż bardzo.
Weszli przez
kolejny otwór i znaleźli się w ogromnej grocie, którą oświetlało duże ognisko,
przy którym siedziało z piętnastu mężczyzn, podobnych do tego, który ich tu
przyprowadził. Hermiona przełknęła ślinę i instynktownie cofnęła się w tył, ale
napotkała przeszkodzę w postaci Harry’ego.
-Informacje –
powiedział Ron do stojącego obok niego mężczyzny, na co ten się zaśmiał.
-Najpierw
dziewczyna – i w tym momencie do Hermiony dotarło, dlaczego Ron tak zapalczywie
chciał, aby ona koniecznie udała się z nimi po te informacje, pomimo tego, że
zawsze w takich sytuacjach zostawała w ich obozowisku. Poczuła, jak zjedzone
dziś rano niewielkie śniadanie podchodzi jej do gardła.
-Jaką mamy
gwarancje, że po wszystkim nas nie wykiwacie?
-A my? –
odpowiedział mężczyzna, zerkając co chwila na próbującą wyswobodzić się z
uścisku Harry’ego, Hermionę.
-Pomyśl głąbie! Nas
jest dwójka, a was z dwudziestu. Jakie mamy szanse? – dwójka? Ron powiedział
dwójka, nie trójka, więc oczywistym było, że Hermiona jest tu tylko kartą
przetargową. Czuła jak oczy zaczynają ją piec, a łzy zbierają się w coraz to
większych ilościach. Trzech innych mężczyzn stanęło przy niej i już po chwili
była odciągana od Harry’ego, który nawet przez chwilę, nie zawahał się przed
puszczeniem jej. Tak po prostu pozwolił im ją zabrać. Nie wierzyła, że osoby,
którym ufała, którym tak ufnie oddałaby, którym oddała swoje życie w ich ręce,
tak boleśnie ją zawiedli.
Została pchnięta na
twardą ziemię, i od razy zaczęła się wycofywać tyłem, jak najdalej od nich, ale
to było na nic, bo poczuła jak zatrzymuje się na czyichś nogach. Została znów
postawiona na nogach, i pchnięta do przodu by wylądować w rękach innego
mężczyzny, który bez chwili namysłu rozerwał jej bluzkę, pozostawiając ją w
jeansach i staniku, ale już po sekundzie i tego została pozbawiona i zakryła
nagie piersi dłońmi. Inny w tym czasie złapał za jej spodnie i szarpnął za nie
tak mocno, że guzik odleciał i poleciał gdzieś w głąb jaskini. Była na
straconej pozycji, wiedziała o tym, ale mimo wszystko nie zamierzała przestać
walczyć.
Pobiegła przed
siebie podciągając co chwilę, zsuwające się z braku guzika spodnie do góry,
chcąc w ten sposób, ratować swoją jeszcze nie tak bardzo zdeptaną godność, ale
to i tak było na nic. Poczuła jak ktoś rzuca się na jej plecy, powalając ją na
ziemię. Uderzenie było tak silne, że na kilka sekund straciła oddech, i to
przeważyło szalę. Nim się zorientowała, a leżała naga na ziemi. Dwóch mężczyzn
kucało przed jej twarzą, trzymając jej nadgarstki, w bolesnym uścisku, a dwóch
kolejnych czuła z tyłu, gdy rozszerzali jej nogi, trzymając za kostki.
Krzyczała, płakała, błagała. Wołała przyjaciół, mając jeszcze nadzieję, że się
opamiętają i jej pomogą, ale to było na nic. Już przegrała.
Wrzasnęła, gdy
poczuła jak jeden z nich boleśnie w nią wszedł i nawet nie zatrzymał się ani na
moment. Wchodził i wychodził z jej wnętrza, sapiąc jej obrzydliwie do ucha.
Przód, tył, przód, tył. Krzyczała, wciąż krzyczała, ale miała wrażenie, że jej
oprawcę to jeszcze bardziej nakręca, gdyż z każdym jej krzykiem wchodził w nią
szybciej i boleśniej.
Poczuła jak wysunął
się z niej, a coś ciepłego spływało bo jej obolałych udach. Myślała, że to już
koniec, ale myliła się. Została obrócona, na plecy, a jej oprawca znów w nią
wszedł, tym razem bardziej brutalnie i boleśnie. Jęknęła w bólu, a mężczyzna
zarechotał. Obróciła głowę i zauważył pod ścianą jaskini Harry’ego i Rona,
którzy patrzyli na to co te bydlaki jej robili. Wyszeptała ciche ‘pomóżcie mi’,
ale pomoc nie nadeszła.
Nie wiedziała ile
ten koszmar trwał. Ale wiedziała doskonale, że każdy. Każdy z tych bydlaków,
zaspokajał swoje chore rządze na jej drobnym ciele. Na i w jej drobnym ciele. A
gdy już skończyli zostawili ją tam, brudną, zbrukaną, obolałą i zakrwawioną.
Ostatkami sił, spojrzała w miejsce gdzie powinni być Harry i Ron, ale ich tam
nie było. Ciemnowłosy właśnie opuszczał grotę, a Ron zmierzał w jej kierunku.
Przykucną przy jej twarzy oblizując spierzchnięte usta.
-Chyba jeszcze
jedna runda Cię nie zabije, prawda Hermiono? – zaszlochała słysząc jak jej Ron,
jak jej przyjaciel, prawie brat, rozpina rozporek, by po chwili zdeptać ją
jeszcze bardziej. Ten raz odczuła najbardziej boleśniej. Ron z dziką satysfakcją
wchodził w nią powoli, ale za to najboleśniej, całując jej szyję i przygryzając
od czasu do czasu – Czekałem na to tak długo Hermiona, tak długo. I ani słowa
Harry’emu o tym. To jest nasza chwila – jęknął głośno, a Hermiona boleśnie
świadomie poczuła, jak Ron pozostawia w niej po sobie ślad.
Czekam z niecierpliwością na część 3 :) Kina;)
OdpowiedzUsuńNie wiem czy mój komentarz po tak długim czasie od dodania tej miniaturki będzie odczytany, ale muszę coś tu po sobie zostawić. Przede wszystkim to jest cudo! Pierwsza miniaturka, w której Hermiona jest po stronie Voldemorta tak mi się spodobała! Nic nie jest tu przypadkowe. Malfoy cudowny, a Ron taki, jaki zawsze mi się wydawał, gdy czytałam Insygnia Śmierci. Czekam na kolejną część i mam nadzieję, że się pojawi, bo nie przeżyję, jak nie dowiem się co dalej z Hermioną, Malfoyem, a przede wszystkim Ronem, gdy Draco go dopadnie. Pozdrawiam i życzę weny na kolejne, równie cudowne miniaturki. <3
OdpowiedzUsuń