niedziela, 7 lipca 2013

Miniaturka II


     Siedziała w jakimś podrzędnym barze i piła kolejnego już z rzędu drinka. Nie wiedziała, którego nie liczyła, ale musiała wypić ich już sporo bo w głowie nieźle jej szumiało. Ale i to ją w tej chwili nie interesowało. Właśnie na powrót stała się wolna. Może chodzić gdzie jej się podoba, może robić co jej się podoba, nie ma obowiązków, ale dlaczego wcale ta wolność jej się nie podoba? Dlaczego nadal chciałaby być tą kurą domową, która sprzątała, gotowała i robiła wszystko co do niej należało? Przecież robiła wszystko czego zapragnął! Nawet chodziła na te durne sztywne bankiety, uśmiechała się i mówiła jaka to jest dumna z tego, że jest żoną Ronalda Weasley'a.
      Była dumna do dnia kiedy uderzył ją pierwszy raz po pijaku, ale potem przeprosił i znów był tym cudownym i Kochanym Ronem.
      Jej Ronem.
      Więc co zrobiła źle, że on zamienił ją na młodszą? Przecież nikomu nie powiedziała jak traktował ją w domu, że bił, wyzywał, poniżał, a nawet zmuszał do seksu. Nic nikomu nie mówiła. Żyła w milczeniu bo wiedziała, że wtedy on będzie obok. Kochała go tak bardzo mocno go Kochała, a on tak po prostu ją zostawił.
      Zostawił z niczym bo nawet nie ma gdzie mieszkać. Nawet przyjaciół jej odebrał. Naopowiadał im takich głupot, że wszyscy się od niej odwrócili. Przecież to nie prawda, że go zdradzała, to nie prawda, że nigdy nie było jej w domu, nie prawda, że zabiła ich dziecko, które nosiła w sobie...to on je zabił!
      To ON zepchnął ją ze schodów.
      Ale ona nigdy nic nie mówiła o tym nikomu. Bo kto by jej uwierzył? Odkąd Ron stał się Aurorem wszyscy byli wpatrzeni w niego. Nawet sam Harry Potter.
      Wypiła drinka do końca i poprosiła o kolejnego. Schowała twarz w dłonie i pozwoliła by po raz kolejny tego dnia z jej orzechowych oczu popłynęły łzy. Miała prawo płakać. Straciła dziś wszystko. Nie ma domu, nie ma niczego.
      Gdy barman postawił przed nią kolejnego drinka, którego swoją drogą nie miała siły podnieś ktoś usiadł obok niej i zabrał jej szklane naczynie i odstawił na bok.
       -Na dziś już starczy Granger - usłyszał głos jakiegoś mężczyzny - Jesteś pijana, a tych dwóch tam mają co do Ciebie plany, które Tobie by się nie spodobały.
       -Kim je-jesteś i czego chcesz?
       -Ciesze się, że w tej chwili tego nie wiesz - powiedział - No hop podnosimy się do góry i idziemy. Jutro będziesz baardzo żałować tego, że chwyciłaś za te kieliszki.
       Nic nie mówiąc dała się prowadzić z tego co zauważyła czarnowłosemu mężczyźnie. I nie ważne, że go nie znała. W tamtej chwili tak myślała.

      Obudził ją straszliwie silny ból głowy i ogromna suchość w gardle, które domagało się nawilżenia.
      Podniosła powieki, ale jasność jaka ją otaczała nakazała jej zamknąć je na powrót. Co tu robi i dlaczego nie pamięta jak się tu znalazła? Sięgnęła pamięcią wstecz, ale jedyne co pamiętała to rozprawa sądowa, potem bar drinki i...i ta cholerna ciemność.
      Gdzie ona jest?
      Tym razem powoli podniosła powieki by przyzwyczaić je do światła, a potem rozejrzała się po błękitnym pokoju.
      Błękitnym?
      Przecież nikt z jej znajomych nie ma takich kolorów w domu? Więc gdzie ona jest?
      Nagle drzwi sypialni otworzyły się, a do pokoju weszła wiecznie rozmarzona dziewczyna, teraz już kobieta o blond włosach.
       -Luna?
       -O witaj Hermiono widzę, że już nie śpisz. Jak się czujesz? Wiesz jak Blaise Cię wczoraj przyprowadził, a raczej przyniósł to myślałam, że ktoś zrobił Ci krzywdę, ale wyjaśnił mi, że po prostu wypiłaś o drinka za dużo.
       -Blaise? Zabini? Jestem w domu Zabini'ego?
       -Jesteś w naszym domu. Balise to mój mąż.
       -Oh nie wiedziałam.
       -Nie dziwie się. Ron Ci nie przekazał zaproszenia, a sam nie miał zamiaru przyjść.
       Hermiona spojrzała na Lunę i dopiero teraz zauważyła jej sporo zaokrąglony już brzuch. Jak to możliwe, że ta zwykła szalona dziewczyna żyjąca w swoim świecie wyszła za mąż za kogoś takiego jak Blaise Zabini? Ale jeśli się Kochają to ona życzy im szczęścia.
       -Tu masz świeże ciuchy, a tam jest łazienka. Zaczekamy z Balisem na Ciebie w kuchni.
       Po tych słowach blondynka wyszła zostawiając ją samą.
      Wstała powoli, ale i tak się zachwiała niebezpiecznie. Wciąż czuła się jakby była nadal pijana. A może jeszcze jest?
      Nie ważne.
      Teraz najbardziej pragnęła tylko chłodnego prysznicu i pozbyć się tego uciążliwego pulsującego bólu głowy, które nie daje jej normalnie funkcjonować.
      Zgarnęła zostawione przez Lunę ciuchy i weszła do łazienki. Nie rozglądała się po pomieszczenie teraz chciała najzwyklej w świecie zmyć z siebie wczorajszy dzień.
     
      Schodziła po schodach trzymając się poręczy. Ból głowy nie minął tak jak chciała by minął po chłodnym prysznicu i wciąż wirowało jej w głowie. Usłyszała, że w pomieszczeniu na lewo dobiegają głosy więc i tam się udała.
      Weszła i zobaczyła jak Zabini pomaga Lunie przygotować kanapki. Ron nigdy mi nie pomagał przy takich zwyczajnych czynnościach pomyślała po czym pokręciła głową tak jakby chciała strzepać niepotrzebne krople po czym usiadła przy stole.
      Nie wiedział czy została zauważona. Tak naprawdę chciała tylko podziękować i wrócić do domu. Po chwili do jej oczu napłynęły łzy. Przecież ona już nie ma domu. Nie ma gdzie wrócić i właśnie to do niej dotarło ze zdwojoną siłą.
    Ocknęła się dopiero wtedy gdy pod jej nos została podsunięta fiolka z jakimś fioletowym płynem, który nie zachęcał swoim zapachem.
       -Wypij to Hermiona - powiedział - Uwierz mi tego teraz potrzebujesz - spojrzała na Zabini'ego, ale jedyne co zobaczyła w jego oczach to radość i...rozbawienie.
      -Jasne Zabini - powiedziała - Nabijaj się ze Mnie.
       Mężczyzna nie wytrzymując wybuchł śmiechem po czym odebrał od Swojej żony kubek z kawą i postawił obok byłej Gryfonki. Ta uśmiechnęła się tylko.
       -Dziękuję.
       -Nie ma za co. Znajomi Mojej żony to i moi znajomi zapamiętaj to Gr...Hermiono. A nawet jakbyś nie była dobrą znajomą Luny to i tak zabrałbym Cię stamtąd. Ci goście naprawdę mieli ohydne myśli.
       -Mimo wszystko dziękuję.
       -Hermiono? - spojrzała na Lunę, która ciężko usiadła na krześle i położyła dłoń, na brzuchu - Co takiego się stało, że znalazłaś się w takim miejscu? - nic nie odpowiedziała tylko wbiła wzrok w blat stołu.
       -Właśnie wczoraj stałam się na powrót wolna. Rozwiodłam się...a raczej to Ron rozwiódł się ze mną. Znalazł sobie młodszą. Nie byłam już mu potrzebna. Zabrał mi wszystko. Przyjaciół, dom, szczęście i moje serce. Nie mam nawet gdzie mieszkać. Ron zabrał mi wszystko - nie panowała już nad emocjami po prostu najzwyklej w świecie się rozpłakała. Ukryła twarz w dłoniach i płakała. Nie widziała jak mężczyzna zaciska w złości pięści. Nie widziała też jego nienawiści do jej byłego męża w jego oczach. Nie wiedziała, że jej łzy ranią kogoś kogo nie było w tym pomieszczeniu, ale mimo wszystko wiedział, że ta kobieta cierpi.

      Właśnie kończył się sierpień. Luna dwa tygodnie temu urodziła ślicznego chłopczyka, który był jak skóra zdjęta z ojca i dali mu na imię Olivier.
      Od dnia jej rozwodu mija dziś właśnie równe trzy miesiące i od tylu mieszka w domu swoich nowych przyjaciół.
      Znalazła pracę i to tylko dzięki Blaise'owi bo Ron postarał się o to aby nigdzie żadnej nie dostała. Zszargał jej opinię u każdego tylko nie u jednej jedynej osoby.
      Draco Malofy.
      To właśnie tam pracuje Hermiona i o ironio jest prywatną asystentką Malfoya. Malfoy jest adwokatem i ma własną kancelarię prawniczą, a co w tym wszystkim jest najlepsze jest nie tylko magicznym adwokatem, ale i mugolskim też. Może też wyda się dziwnym to, że ta dwójka naprawdę bardzo dobrze się dogadują i nie ma sprawy, której Draco Malfoy nie konsultowałby ze Swoją asystentką.
      Tak było i tym razem. Hermiona usłyszała trzask oznajmiający teleportację, ale po spojrzeniu na zegarek wiedziała, że to nie jest Blaise. Było za wcześnie na jego powrót z pracy.
       -Hermiono!
       -Na tarasie - długo nie czekała. Już po chwili na krzesło obok opadł nikt inny jak sam wcześniej wspominany Draco Malfoy.
      Wyciągnął ze swojego nesesera teczkę i podsunął ją Hermionie. Ta otworzyła białą teczkę i zaczęła czytać, a z każdym jej zdaniem jej oczy robiły się jak spodki.
       -Żartujesz prawda?
       -Nie - powiedział - To są akta rozwodowe Ronalda Weasley'a z niejaką Coren Green-Weasley. Wiesz dwa miesiące to naprawdę dłuuugi staż małżeński.
       -Po co mi to pokazujesz?
       -Bo chcę byś byłą świadkiem w tej sprawie.
       -Zwariowałeś Draco! Nie ma mowy.
       -Hermiona!! - krzyknął - Jeśli i teraz on wygra poczuje się bezkarny i będzie robił to ciągle! Pomóż jej pokazać jakim potworem był i jest Ronald Weasley. Jeśli dobrze pójdzie będziesz mogła podać go również do sądu o zadośćuczynienie. Należy Ci się chociaż oczyszczenie z tych wszystkich bzdur jakimi Cię obarczył. Hermiono nie pozwól by czuł się bezkarny i ciągle krzywdził kolejne kobiety.

      Siedziała w magicznym sądzie i czekała, aż zostanie wezwana na salę.
      Bała się.
      Panicznie się bała, że Ron po tym wszystkim zniszczy ją jeszcze bardziej. Bała się, że nie zazna spokoju nawet jeśli ucieknie z Londynu.
       Chciała już wstać i stąd wyjść, ale właśnie w tej chwili została wezwana na salę.

      Wyszła z sali oszołomiona.
      Udało się.
      Rozwód został orzeczony z winy Rona. Ta cała Coren dostanie to czego nie dostała Hermiona. Pomogła kobiecie, która odebrała je męża. Odebrała jej szczęście. Ale czy Hermiona patrząc na to przez pryzmat czasu była szczęśliwa?
      Nie. Nie była.
      Chciała być i wmawiała sobie, że była szczęśliwa u boku Rona.
      Nie zdecydowała się na wniesienie pozwu na Rona. Chciała zapomnieć o tym co przeżyła u jego boku, a sprawą sądową by tego nie zrobiła. Tylko rozdrapałaby ledwo co zasklepione rany w sercu.
      Draco jeszcze chciał ją przekonać, ale zdecydowanie odmówiła i kazała nie wracać mu do tego tematu.

      Szła z Luną ulicami Londynu rozmawiając o nadchodzącym Sylwestrze, który jest organizowany przez Hogwart i wybierali się na niego całą czwórką. Ona, Luna z Blaisem i Draco. Można było zaprosić również osobę towarzyszącą, ale Hermiona nie miała kogo zaprosić.
      Draco miał iść prawdopodobnie z jakąś nowo poznaną kobietą. Ostatnio Draco za wszelką cenę chcę ułożyć sobie życie, i o każdą kobietę radzi się właśnie jej Hermiony Granger.
      No dobra ona rozumie, że jest jego asystentką w pracy, ale nie powinien jej mieszać w swoje życie prywatne!
       -Hermiono? - usłyszała głos Luny - Słuchasz Mnie?
       -Oh przepraszam Luna zamyśliłam się. Co mówiłaś?
       -Że Draco zerwał z Carly.
       -Znów rzucił kolejną? W takim tempie to on nie znajdzie kandydatki na panią Malfoy.
       -Hermiono?
       -Tak?
       -Ty tego nie widzisz prawda?
       -Ale czego?
       Odpowiedzi nie otrzymała. Nie zdziwiło ją to. Luna lubi żyć w swoim świecie i ona już się do tego przyzwyczaiła.
      Chodziły po sklepach jeszcze przez godzinę, a Hermiona nie znalazła tej odpowiedniej sukni na Sylwestra. Jutro pójdą z Luną do Madam Malkin. Może tam coś znajdzie odpowiedniego.
       Gdy wróciły do domu były wykończone. W salonie siedział Blais z Draco oraz mały Olivier. Gdy maluch zobaczył mamę od razu wyciągnął swoje malutkie rączki w jej stronę.
       -Ty mały zdrajco! Jak możesz! - Blaise podniósł się z podłogi i podszedł do Luny całując ją na przywitanie.
       -Mam nadzieję, że był grzeczny?
       -Był - powiedział - I dziś doszedłem do wniosku, że Draco będzie wspaniałym ojcem.
       -Jeśli ciągle będzie rzucał te wszystkie kobiety nim zdążę zapamiętać ich imiona to nigdy nie zostanie ojcem - powiedziała Hermiona - Idę do siebie padam z nóg. Trzymajcie się.
       Wchodząc po schodach nie zauważyła jak blondyn patrzy za nią wzrokiem pełnym miłości i tęsknoty. Gdyby tylko wiedziała, że te jego wszystkie kobiety są tylko po ty by wzbudzić w niej zazdrość, ale nie wiedziała.
      Nie wiedziała i dlatego trzymała go na dystans. Bała się, że i ją rzuci po miesiącu czasu, albo i szybciej.

      Właśnie przymierzała kolejną sukienkę, gdy nagle do sklepu wszedł nie kto inny jak sam Ronald Weasley, ze swoją nową zdobyczą jak to zaczęła nazywać Hermiona. Od ich rozwodu to była już chyba z 8 albo 9 partnerka jej byłego męża.
      Ron spostrzegł ją i uśmiechnął się kpiąco. Specjalnie pociągnął kobietę za sobą w miejsce gdzie stała Hermiona.
      Tylko spokojnie Hermiono, idą oglądać suknie mówiła do siebie w myślach.
      Ale gdy zatrzymali się zaraz obok niej wpadła w panikę.
      Bała się go. Bała się jego obelg i poniżenia.
      Nagle zza jej pleców wydobył się jej tak dobrze znany głos.
      -Kochanie w tej sukni wyglądasz wręcz powalająco. Musisz ją mieć - powiedział - Idź się przebierz, a ja pójdę zapłacić - Draco Malfoy podszedł do Hermiony po czym pocałował ją w policzek i wepchnął ją delikatnie do przebieralni, a sam odszedł w stronę kasy.
      Czuł na plecach morderczy wzrok Weasley'a, ale to go tylko rozśmieszyło. Najbardziej bał się reakcji Hermiony. Miał jej tylko pomóc w wyborze sukni, ale gdy zobaczył Weasley'a idącego z kpiną w stronę Hermiony po prostu nie wytrzymał. Chciał mu pokazać kto tu rządzi. No i pokazał, ale przez to może stracić to na czym zależy mu najbardziej.
       Hermione.
       Stała w przebieralni i dotknęła opuszkami palców miejsca gdzie jeszcze przed chwilą znajdowały się usta blondyna i uśmiechnęła się jak głupia do swojego odbicia.
       Ale największą radość sprawił jej wściekł wzrok Rona.
       Ściągnęła z siebie sukienkę ubrała swoje ciuchy po czym wyszła z przebieralni po czym szybkim krokiem podejść do Draco i jak najszybciej opuścić ten sklep. Widziała rudą czuprynę, która chodziła między wieszakami i naprawdę chciała jak najszybciej stąd wyjść.

      Siedzieli w kawiarni i czekali na swoje zamówienie. Odkąd wyszli od Madam Malkin żadne z nich się nie odezwało.
      On bo bał się jej reakcji.
      Ona bo wciąż była w szoku po tym co zrobił On.
      Ale, któreś z nich musiało w końcu przerwać tę ciszę. Zrobiła to ona.
      -Dlaczego to zrobiłeś?
      -Nie wiem. Po prostu chyba chciałem mu pokazać, że i Ty masz prawo do bycia szczęśliwą.
      -Mhm.
      Na tym zakończyła się ich rozmowa na ten temat.
      Draco odwiózł Hermione pod dom Zabinich. Postanowił, że zapyta ją o to o co planował już od dobrego tygodnia.
     -Hermiona?
     -Hmm?
      -Czy poszłabyś ze mną na tego Sylwestra?
      -Pytasz Mnie czy będę Twoją osobą towarzyszącą?
      -Tak - odpowiedział - To jak?
      -W sumie dlaczego nie. Może być miło.
      Po tych słowach wyskoczyła z auta i weszła do domu. Nie widziała szczęśliwego wzroku mężczyzny i nie usłyszała gdy z jego ust wypłynęły słowa 'Będzie naprawdę miło'.

  Stała przed lustrem w sukni, którą kupił jej Draco. Chciała mu oddać za nią pieniądze, ale on powiedział, żeby uznała to jako prezent świąteczny.
      Więc uznała.
      Musiała jeszcze tylko zrobić makijaż i ułożyć jakoś te diabelskie włosy. Jak na złość akurat dziś nie chciały dać się okiełznać co strasznie irytowało Hermionę. W końcu zła spięła je w pełnego 'nieładu' koka i stwierdziła, że wygląda to dobrze więc tak je zostawiła. Z makijażem nie miała żadnego problemu. Podkreśliła je kredką i pociągnęła tuszem, a na powieki nałożyła biały cień, który miał więcej brokatu niż odcienia białego.
      Ostatni raz spojrzała w lustro i stwierdziła, że jest w pełni gotowa. Z łóżka chwyciła swoją czerwoną kopertówkę pasującą do sukienki i wyszła z pokoju. Zeszła na dół i udała się do salonu gdzie usiadła na sofie i czekała na przyjaciół.
      Przychyliła głowę do tyłu i zamknęła oczy.
      -Wyglądasz jeszcze piękniej niż w sklepie – wzdrygnęła się na dźwięk jego głosu bo nawet nie usłyszała kiedy się teleportował.
      Spojrzała na niego i posłała mu delikatny uśmiech, który odwzajemnił.
       -Ty też wyglądasz niczego sobie.
       Po kilku minutach na dół zeszło państwo Zabini i całą czwórką teleportowali się przed bramę Hogwartu. Wsiedli do pojazdu, który na nich czekał i jak za szkolnych czasów ruszyli w stronę zamku.
      Gdy Hermiona przez okno pojazdu zauważyła majaczący zamek na tle nocnego nieba wspomnienia w nią uderzyły. Pamiętała jak pierwszy raz zobaczyła ten ogromny gmach, który ją tak bardzo zachwycił. Potem przez najbliższe dwa tygodnie zwiedzała go zaglądając w każdy możliwy kąt i poznając magie tego miejsca.
      Przeżyła tu siedem cudownych lat a i tak nie odkryła wszystkich tajemniczych miejsc. Chciałaby tu jeszcze kiedyś wrócić i to nie koniecznie jako absolwent szkoły i tylko na jedną noc a być może jako nauczycielka na dłużej.
      Uśmiechnęła się i pomyślała, że wyśle sowę do profesor McGonagall z zapytaniem czy nie znajdzie się dla niej jakaś posada. Co prawda miała wspaniałą pracę u Draco, ale to nie było do końca to o czym marzyła.
      Poczuła delikatne szturchnięcie i spojrzała w tamta stronę.
      -Jesteśmy już na na miejscu – spojrzała przez okno i faktycznie stali już pod samym zamkiem.
      Chwyciła wyciągniętą dłoń Draco i wysiadła z powozu. Rozejrzała się wkoło siebie i stwierdziła, że nic się nie zmieniło. Zamek nadal miał tą swoją magię.
      Chwyciła blondyna pod ramię i ruszyli ku wejściu przy, którym stał Filch ze swoją kotką Norris i sprawdzał zaproszenia gości. Odebrał pergaminy od nich i wpuścił ich do środka mierząc ich swoim wzrokiem. Zaraz po wejściu jakiś mężczyzna odebrał ich płaszcze i odesłał je gdzieś. Hermiona wzięła głęboki wdech i ze świstem wypuściła powietrze. Dopiero teraz stojąc przed drzwiami Wielkiej Sali poczuła zdenerwowanie. Wiedziała, że będą tu wszyscy z ich rocznika czyli, ze Ron, Harry i Giny też. Oni wciąż uważają, że małżeństwo z Ronem rozpadło się z jej winy. Wciąż wierzą jemu nawet po tym jak jego była wygrała sprawę a ona zeznawała na jej korzyść. Przecież zeznawała pod wpływem Veritaserum! Jak można nie uwierzyć w to?
       -Spokojnie Hermiono - usłyszała kojący głos Draco - Jestem tu z Tobą. Nie pozwól by zniszczyli Ci ten wieczór – spojrzała wdzięcznie w stalowe tęczówki Draco i mocniej zacisnęła dłoń na jego przedramieniu i równym krokiem przekroczyli próg Wielkiej Sali.
      Od razu w ich kierunku poleciały spojrzenia. No tak kiedyś dwoje największych wrogów pałających do siebie szczerą i prawdziwą nienawiścią teraz pokazują się razem.
      Hermiona chciała już się odwrócić i wyjść, ale ręka Draco na jej tali na to nie pozwoliła. Pochylił się nad nią i szepną ciche 'nie daj im się'.
      Ma racje. Nie da im się.

      Impreza trwała już dobre dwie godziny i przez cały ten czas nie spotkała ani razu nikogo ze swoich dawnych przyjaciół.
      Było jakoś po dwudziestej drugiej gdy usiadła przy stoliku przy którym siedziała również Luna.
       -Jak się bawisz? - zapytała blondynkę na co ta posłała jej szczery uśmiech.
       -Bardzo dobrze - odpowiedziała - A Ty Hermiono?
       -Równie dobrze. Gdzie Blaise?
       -Wyszli z Draco na chwilę na taras. Zaraz pewnie wrócą – i tak było. Po około pięciu minutach oboje mężczyźni pojawili się obok kobiet. Napili się razem po dwa drinki po czym znów wyruszyli na parkiet tańcząc do utraty tchu.
      Hermiona czuła na sobie wzrok różnych osób i nie raz nie dwa usłyszała jak rozmawiają o niej i obgadują, ale nie przejmowała się tym. Draco miał rację mówiąc, że oni znają prawdę i to się liczy a zdanie innych nie powinno ich obchodzić.
      Nagle z głośników poleciała wolna piosenka więc brunetka chciała iść usiąść, ale nie było jej to dane. Blondyn chwycił ją obrócił w swoją stronę ułożył jej dłonie na swoim karku a swoje na jej tali po czym zaczął poruszać ich ciałami w rytm wolnej melodii.
      Hermiona ułożyła głowę na jego klatce piersiowej i wsłuchiwała się w słowa piosenki.

Już wiem, że od dziś
Chcę dzielić z Tobą wszystkie moje sny
Zasypiać i budzić się przy Tobie
Do końca swoich dni

       Słuchała słów i nagle uderzyło w nią jak grom to, że ona Kocha tego blondyna. Oderwała się od niego i spojrzała na niego. Uśmiechał się do niej a gdy piosenka się skończyła puścił jej oczko i zniknął gdzieś w tłumie.
      Hermiona podeszła do stolika i usiadła przy nim. Złapała za szklankę z sokiem dyniowym i wypiła go duszkiem. Rozejrzała się po całej sali a jej wzrok zatrzymał się na blondynie, który tańczył z jakąś kobietą w dość dwuznaczny sposób. Patrzyła się jak blondynka łasi się do niego a on przyjmował to z chęcią. Poczuła jak w czach zbierały jej się łzy. Złapała za swoją torebkę i ruszyła ku wyjściu. Poprosiła o swój płaszcz i już po chwili było tylko słychać trzask teleportacji.
       Wylądowała przed domem swoich przyjaciół. Szybkim krokiem weszła do domu i skierowała kroki do swojego pokoju. Zdjęła suknie i rzuciła nią na łóżko. Z garderoby wyjęła swoje dwie duże walizki i czarami je spakowała. Gdy była już spakowana zadzwoniła na lotnisko i zamówiła bilet do Stanów. Miała szczęście bo trafiła na ostatni, który wylatuje o 23: 47.
       Spojrzała na zegarek i pisnęła. Wskazówki pokazywały już 22:12 taksówką nie dojedzie na lotnisko. Przelewitowała walizki na dół. Weszła do salonu i z szuflady małego biureczka wyjęła pergamin i naskrobała kilka uspokajających słów dla przyjaciół po czym wyszła z domu i teleportowała się.


      Usłyszała dźwięk budzika i jęknęła w duchu.
      Była padnięta.
      Do czwartej nad ranem pisała artykuł, który dziś musiał ukazać się w czasopiśmie. Odrzuciła kołdrę na bok po czym wstała z łóżka i podeszła do okna i odsłoniła rolety. Słońce zaświeciło jej w oczy. Zresztą jak każdego ranka w Los Angeles.
      Weszła do łazienki i wzięła szybki prysznic by po kilku minutach w samym szlafroku zbiegać po schodach do kuchni zaparzyć kawę. Gdy woda się grzała ona wbiegła na góre i podeszła do szafy, z której wyjęła czystą bieliznę i przewiewną sukienkę. Nałożyła ciuchy chwyciła teczkę z artykułem po czym znów zbiegła na dół. Zalała kawę wrzątkiem i upiła delikatnego łyka. Przymknęła oczy rozkoszując się smakiem gorzkiego napoju.
      Zamykała drzwi gdy za jej plecami zahukała mała sówka. Do nóżki miała przywiązany list więc Hermiona go odwiązała i pogłaskała sówkę po łebku, ale ta nie odleciał.
-Czekasz na odpowiedź pewnie co? - sówka zahukała tak jakby tym odpowiedzieć twierdząco. Hermiona spojrzała na zegarek i stwierdziła, że zdąży odpisać jeszcze na list. Tak więc z powrotem weszła do domu i udała się do salonu. Usiadła na kanapie i rozwinęła list po czym zaczęła go czytać a z każdym przeczytanym słowem jej serce nabierało tępa a twarz robiła się blada. Całkowicie zapomniała, że zbliża się data pierwszych urodzin jej chrześniaka.
      Nagle wszystko co budowała tu przez ostatnie osiem miesięcy legło w gruzach. Luna wyraźnie napisała, że nie przyjmuje odmowy i chce ją widzieć na urodzinach Oliviera więc tak czy siak nie mogła odmówić i zawieść przyjaciółki a najbardziej chrześniaka.

      Wyszła z gmachu redakcji i ruszyła w stronę centrum. Urodziny Oliviera są już za tydzień więc musi kupić mu jakiś sensowny prezent. Nie wiedziała co mu kupić. Nie wiedziała co ma a czego nie, co lubi a czego nie. Postanowi, że pochodzi po sklepach i porozgląda się za czymś.

      Chodziła już od dobrych dwóch godzin i nie wiedziała co ma kupić. Widziała pełno fajnych zabawek, ale nie mogła się zdecydować.
      Weszła do kolejnego sklepu z zabawkami i w oczy rzucił jej się zielony plastikowy rowerek. Spodobał jej się od razu więc postanowiła go kupić. Podeszła do lady przy której stała młoda ekspedientka.
-Ja chciałam ten zielony rowerek – wskazała ręką, o który jej chodzi a sprzedawczyni ruszyła na zaplecze by po chwili wyjść z pudłem. Zapłaciła i wyszła ze sklepu. Weszła do jakiegoś zaułku i teleportowała się do domu.

      Stała przed domem przyjaciół i wpatrywała się w drewnianą płytę. Cholernie bała się spotkania z nimi. W końcu zniknęła tak nagle na osiem miesięcy zostawiając tylko kartkę aby się nie martwili.
      Nacisnęła na dzwonek wiedząc, że jak jeszcze chwilę postoi przed drzwiami to ucieknie.
      Znów.
      Usłyszała kroki a potem stanęła naprzeciw bruneta.
      -Cześć – Blaise bez żadnego słowa otworzył szerzej drzwi i wpuścił ją do środka. Wiedziała, że czeka ją ciężka rozmowa z przyjaciółmi.
      Weszła do środka i udała się w stronę salonu skąd dochodziły głosy. Stanęła i nagle wszystko ucichło i każdy spojrzał na nią. Po chwili poczuła jak zostaje przytulana.
       -Tak bardzo się ciesze, że jednak zdecydowałaś się przybyć.
       -No wiesz nie codziennie Twój chrześniak kończy roczek. Wszystkiego najlepszego Oli – podeszła z wielkim pudłem do małego chłopczyka, który był kopią swojego ojca. Postawiła pudło obok i wzięła malca na ręce, który przytulił się do niej. Ucałowała jego główkę i posadziła go z powrotem na dywanie.
      Rozejrzała się za wolnym miejscem i jej wzrok zatrzymał się na blondynie, który obejmował w tali niską brunetkę o delikatnej urodzie.
      -My się chyba jeszcze nie znamy. Hermiona Granger – wyciągnęła dłoń do kobiety a ta odwzajemniła uścisk.
      -Alice White miło mi Cię w końcu poznać Hermiono.
      -Kiedy wracasz Hermiono? - usłyszała głos Blaise'a więc odwróciła się w jego stronę.
      -Niestety już pojutrze. I tak ledwo co udało mi się wytargować te dwa dni wolnego od szefowej.
     -Szkoda. A powiesz nam dlaczego uciekłaś od nas tak daleko?
     -Jak tam daleko...
     -No Los Angeles nie leży zaraz przy granicy – przymknęła oczy słysząc jego głos.
     -Owszem nie leży. Po prostu potrzebowałam tego.
     -Więc nie mogłaś normalnie z nami porozmawiać o tym?
     -Nie jestem dzieckiem Blaise! - krzyknęła lekko zdenerwowana - Nie muszę się nikomu spowiadać z tego co robię. Zresztą zostawiłam wam kartkę.
     -O tak! Zostawiłaś! Raptem jedno zdanie! Do jasnej cholery Hermiona!
     -CO?! Mam prawo do swojego własnego życia do swoich decyzji! Czy każdą moją decyzję mam przegadywać z wami? A może mam jeszcze was prosić o zgodę?! Wiedziałam, że przyjazd tu to nie jest dobry pomysł – otarła policzki z łez, które nie wiedzieć kiedy zaczęły wypływać z jej oczu.
      Podeszła do Oliviera i ucałowała jego główkę – Jeszcze raz wszystkiego najlepszego – po tych słowach chwyciła swoją torebkę i wyszła z salonu a potem z domu.
     Miała już się teleportować z powrotem do Los Angeles gdy poczuła chłodną dłoń na nadgarstku. Odwróciła się i stanęła twarzą w twarz z Draco Malfoy'em.
     -Powiesz mi co zrobiłem źle, że odeszłaś bez słowa?

      Leżała w swoim łóżku z Los Angeles. Wstała i skierowała się w stronę kuchni. Wstawiła wodę a do swojego ulubionego kubka wrzuciła herbatę ziołową. Gdy zagotowała się woda zalała torebkę wrzątkiem i ruszyła z kubkiem do salonu. Postawiła go na ławie i podeszła do okna, w które stukała mała sówka. Wpuściła ją a ta usiadła na oparciu kanapy. Hermiona odwiązała kopertę od jej nóżki a ta szybko wzbiła się w powietrze i wyleciała przez okno, które zostawiła otwarte. Otworzyła kopertę i zaczęła czytać treść zawartą na pergaminie a do z każdym słowem do jej oczu napływały łzy.
      Położyła dłoń na swoim ogromnym już brzuchu i rozpłakała się.
      Jak mógł?
      Jak miał czelność wysyłać jej zaproszenie na swój ślub po tym co między nimi zaszło wtedy w Anglii.

      -Powiesz mi co zrobiłem źle, że odeszłaś bez słowa? - wpatrywał się w jej brązowe tęczówki. Złapał ją za dłoń i teleportowali się do jego domu, do jego sypialni. Bez żadnego słowa pocałował ją.
      Oddała mu pocałunek. Przecież tego pragnęła.
      Całując się skierowali się w stronę łóżka, na którym po chwili wylądowali a ich garderoba po kolei lądowała na dywanie.
       Leżeli wtuleni w siebie. On spał ona nie mogła.
      Z jej oczu leciały łzy.
     Delikatnie się wyswobodziła z jego ramion ubrała się teleportowała do swojego domu w Los Angeles. Położyła się na środku salonu i rozpłakała w głos. Jak mogła być sprawcą zdrady? Jak mogła dopuścić do tego by Draco zdradził swoją dziewczynę? Nie wróci już nigdy do Anglii.
      Nigdy.


      Od tamtego dnia minęło siedem miesięcy i ani razu nie skontaktowała się z nikim. Ani z Luną, ani z Blaise'm a tym bardziej z Draco. Nie odpisała na żaden jego list. Zmieniła nawet mieszkanie w LA. Chciała się od nich odciąć na dobre i zrobiła to.
      Spojrzała na kalendarz i stwierdziła, że jego ślub będzie już za dwa tygodnie. Pogłaskała brzuch i uśmiechnęła się. Nie będzie miała Draco, ale chociaż będzie miała jakąś część jego.
      Ich dziecko.

      Siedziała przed TV i oglądała jakiś program przyrodniczy. Od listu z zaproszeniem minęły już dwa miesiące. Od tamtej pory nie dostała żadnego listu ani od Draco ani od nikogo innego z czego była naprawdę zadowolona.
      Usłyszała dzwonek do drzwi i sapnęła pod nosem. Poruszanie się było już dla niej nie lada wyzwaniem. W końcu na dniach ma rodzić. Jej lekarz chciał ją zostawić w szpitalu, ale nie zgodziła się.
      Wolnym krokiem trzymając się za bolące plecy podeszła do drzwi i je otworzyła.
       -Witaj Hermiono – poczuła jak robi jej się słabo a krew odpływa z twarzy. Podtrzymała się ściany bo zakręciło jej się w głowie.
       -Co Ty tu robisz Draco? - nie usłyszała odpowiedzi za to poczuła usta blondyna na swoich. Chciała go odepchnąć. Przecież ma żonę! Jak może całować ją będąc żonatym.
      Poczuła silny skurcz i coś mokrego cieknącego jej po nogach.

      Leżała na sali szpitalnej w ramionach trzymając swojego synka. Był taki śliczny, taki malutki.
      Ucałowała go w główkę, na której było pełno jaśniutkich włosków.
      Był jej.
      Pogłaskała go palcem po policzku i poczuła jak łzy spływają jej po policzkach. Została matką. Była tak szczęśliwa.
     Nagle drzwi sali otworzyły się i stanęła w nich Luna, Blaise z Olivierem na rękach a tuż za nimi Draco. Podeszli do jej łóżka i nachylili się nad małym zawiniątkiem.
     -Hermiono Jane Granger...
     -Tak wiem Luno...przepraszam – Blaise oddała Oliviera Lunie i wziął małego na ręce, i przyjrzał mu się.
     -No Draco muszę przyznać, że nieźle się spisałeś – Hermiona spojrzała dziwnie na Blaise'a a potem przerzuciła wzrok na Draco, który pod wpływem jej spojrzenia odwrócił wzrok.
    -Chyba musicie porozmawiać – powiedziała Luna. Blaise podał malca Draco po czym wyszli z sali zostawiając świeżo upieczonych rodziców samych.
    -Możesz mi to wszystko wyjaśnić?
    -Nie umiem bez Ciebie żyć Hermiono.
    -Słucham?
    -Kocham Cię. To zaproszenie...ehhh myślałem, że przyjedziesz do Anglii wściekła, a Ty nie zrobiłaś tego. Nie mogłem się z nią ożenić bo jej nie Kochałem. Kocham Ciebie i tylko Ciebie. Spójrz – usiadł na brzegu łóżka i pokazał jej malucha – Jest śliczny. Jest nasz. Tylko nasz.

      Stała w kuchni i szykowała śniadanie a Draco siedział na lrześle przy stole i popijając kawę czytał Proroka Codzeinnego, który swoją drogą, odkąd zaczęła tam pracować przestał pisać bzdurne artykuły a tylko takie, które są naprawdę godne uwagi.
      -Carino Hermiono Luno Malfoy w tej chwili oddaj mi moją różdżkę! - usłyszeli krzyk swojego piętnastoletniego syna i oboje w tym czasie zaczeli się śmiać.
      Tak. Nie było dnia by ich starsza latorośl każdego ranka nie biegała za młodsza pięcioletną siostrą w celu odzyskania swojej różdżaki.
      W takich chwilach jak właśnie ta Hermiona Malfoy dziękowała w duchu Ronald'owi Weasley'owi za to, że ją zostawił. Nie żałowała też tego, że piętnaście lat temu zaufała Draco i zaczeła nowe życie.
      Lepsze życie.

7 komentarzy:

  1. Świetne!!! Czekam na nowe opowiadania!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Aww... :3 Co ja robię? Jest 2.33 a ja czytam Dramione... Świat się wali :P Słodziutkie zakończenie, jest troszkę błędów, ale nie więcej niż na innych blogach :)

    OdpowiedzUsuń
  3. To jest cudowna miniaturka! Pełna emocji, akcji i zapierająca dech w piersiach! Po prostu cudo!!!

    ------
    clover.
    http://hgranger-dmalfoy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj, miniaturka spoko. Ale błędy okropne, psują całość i jakoś zostawiają dość " przykry " posmak. :P
    Sorry, ale prawda boli.

    OdpowiedzUsuń