poniedziałek, 5 grudnia 2016

- Rozdział II -

Biegła przez stację Kings Cross, klnąc w duchu na Rona, za to, że w ostatniej chwili przypomniał sobie, że musi zabrać jeszcze kilka rzeczy, których nie zdążył spakować, a będą mu naprawdę koniecznie potrzebne. I wszystko byłoby naprawdę w porządku, gdyby nie to, że owe potrzebne rzeczy wcale nie będą mu potrzebne.
Nie zwracając uwagi na to czy ktoś ją zobaczy czy też nie, wbiegła z całym impetem w mur pomiędzy dziewiątym a dziesiątym peronem, by po sekundzie znaleźć się na tym upragnionym peronie dziewięć i trzy czwarte. Zatrzymała się, by z jej tylko znaną czułością spojrzeć na lokomotywę, która jawiła się przed jej oczami.
-Auć! – Rozmasowała obolałe kolano, które miało niemiłe spotkanie z twardym podłożem peronu i posłała wściekłe spojrzenia osobnikowi, który przyczynił się do jej upadku. I nie ważne, że była to jej przyjaciółka. – Bądź ostrożniejsza! – Warknęła i złapawszy za swój kufer, ruszyła do przodu, ignorując prychnięcie rudowłosej. Wiedziała, że nie miała prawa być zła, ponieważ to ona stała na drodze innym wchodzącym na peron, ale wolała myśleć o tym, że nie była niczemu winna.
Zaklęła siarczyście, gdy po raz drugi jej kufer wywrócił się do góry kołami, i rzuciła na niego zaklęcie zmniejszające, pomstując na swoją głupotę, że nie pomyślała o tym wcześniej. Była dziś wybitnie zła na wszystko i na wszystkich, wliczając w to nawet samą siebie, i bardzo dobrze wiedziała co jest tego przyczyną.
Wskoczyła na drugi stopień wagonu omijając ten pierwszy, trzymając w jednej ręce pomniejszony kufer, drugą chciała złapać się za uchwyt, którego akurat w tym wagonie brakło, i nim zaliczyła efektownego orła, poczuła silną rękę owijająca się w około jej przedramienia, która postawiła ją do pionu, nie pozwalając jej zaliczyć tego efektownego orła, którego pół Hogwartu wspominało by przez najbliższe miesiące szkoły, bo nic innego do roboty by nie mieli.
Spojrzała na rękę, która jej pomogła, a potem w ciemne, prawie, że czarne tęczówki, które z równą intensywnością wpatrywały się w nią. Wyrwała delikatnie rękę z uścisku, i dziękując za pomoc ruszyła przed siebie szukając wolnego przedziału, który mogłaby z przyjaciółmi zająć.

~~*~~

-Nie wiedziałam, że taki z ciebie gentelman, Diable. – Zakpiła z przyjaciela, siadając na wolnym miejscu. – Może i mnie tak kiedyś poratujesz?
-Myślałem, że gentelmani usługują tylko kobietą. – Dziewczyna zmrużyła groźnie oczy, dając mu znać, że wchodzi na kruchy lód, czym mulat w ogóle się nie przejął. – Co tam czytasz Smoku? – Zajrzał przyjacielowi przez ramię, ale stwierdziwszy, że nic co by mogło go zainteresować. Wyjął z podręcznej torby, katalog o mugolskich samochodach, którymi w ostatnim czasie zaczął się interesować. Nie minęła sekunda a mulat zatopił się w fantastycznej – jego zdaniem – lekturze.
Tymczasem ciemnowłosa oparła się wygodnie, próbując zasnąć. Nie wiele spała ostatniej nocy, ale warto było zarwać nockę. W tym przypadku również, nie minęło pięć minut, a dziewczyna spała, pochrapując delikatnie.
Blondyn widząc to, podniósł swoją szatę, która leżała obok niego, i przykrył nią przyjaciółkę. Było chłodno, a znając odporność Pansy, wiedział, że już następnego dnia byłaby chora, gdyby choć odrobinę zmarzła.
Każdy znał go od strony zimnego arystokraty, chama i prostaka, ale nikt tak naprawdę nie wiedział, że ten sam człowiek, zawsze dba o dobro swoich najbliższych. Nie wiele osób znało Dracona Malfoy’a od tej drugiej strony, jak i on sam nie pozwala jej poznać.
Wstał z miejsca, mówiąc przyjacielowi, że idzie rozprostować kości, na co w odpowiedzi dostał niewyraźny pomruk. Machnął ręką i wyszedł, na wciąż jeszcze zatłoczony korytarz pociągu. Jego twarzy przyozdobił grymas, ale nie cofnął się do przedziału.
Zatrzymał się dopiero w miejscu, gdzie nie było nikogo i otworzył okno. Z kieszeni czarnych spodni wyjął paczkę mugolskich papierosów. Otworzył ją, wyjął białą podłużną bibułkę, i wciskając ją miedzy wargi podpalił papierosa różdżką, którą wyjął zza paska spodni. Zaciągnął się szarym dymem, przytrzymał go kilka sekund w płucach, by wypuścić go przez okno i patrzeć jak silny wiatr rozwiewa go na różne strony.
-Nie wiesz, że palenie szkodzi, Malfoy? – Spojrzał kątem oka na dziewczynę, która zajęła miejsce zaraz obok niego, i zabierając mu z ręki paczkę, również wyjęła jednego papierosa, powtarzając ten sam ruch co blondyn wcześniej. – Tylko kurwom się podpala. – Powiedziała, gdy blondyn chciał podpalić jej papierosa. Zaśmiał się, kręcąc głową i zaciągnął się papierosem.
-Skąd znasz takie teksty Weasley?
-Od Hermiony. – Poczuł jak dym zatrzymuje mu się w krtani, i zaczął głośno kaszleć. Rudowłosa klepnęła go z całej siły w plecy, tak, że blondyn wleciał na okno. Spojrzał na nią załzawionymi oczami.
-Chcesz mnie zabić Weasley? – Wychrypiał, i wyrzucił w połowie spalonego papierosa przez okno – Granger i takie teksty?
-Nie bądź zdziwiony Draco. – Blondyn pokręcił głową i odwrócił się przodem do okna. Przedramiona oparł o okno patrząc w dal. Czy naprawdę był zdziwiony? Chyba nie. Sam po sobie wie, że ludzie nie zawsze są tacy jakim pokazują się innym. Może z Granger jest tak samo?
Nie.
Na pewno nie.
Granger jest zbyt perfekcyjna.
-Idę. – Usłyszał i spojrzał w bok. – Nie każdy jest tym, za kogo się podaje. – Z tymi słowami odeszła w głąb pociągu.
-Ale Granger to zawsze będzie, Granger. – Szepnął i znów wyjął papierosa z paczki. – I to się nigdy nie zmieni.

~~*~~

-Gdzie byłaś? – Hermiona, podniosła wzrok znad czytanej właśnie książki, patrząc w stronę przyjaciółki, ale widząc jak dziewczyna machnęła lekceważąco ręką, wróciła do przerwanej lektury. – Ginny?
-Jezu Ron! – Krzyknęła. – Nie mam już pięciu lat! – Rudowłosy mruknął coś pod nosem, na co Hermiona przewróciła oczami. Niby wszystko było takie samo, ale jednocześnie tak bardzo różne. Dla niej wszystko się zmieniło. We wszystkim i wszystkich widziała zmiany. Nawet w samej sobie.
-Paliłaś. – Szepnęła w stronę przyjaciółki, czując zapach tytoniu, który czuć było od niej. Ginny zamruczała, co Hermiona mogłaby uznać za jedno, stanowcze ‘szlag’ i zaśmiała się pod nosem.
Zamknęła czytaną książkę, odkładając ją na półkę przy oknie. Przeciągnęła się rozprostowując kości. – Masz szczęście, że Ron, ani Harry nie wyczuli. Chociaż ten drugi chyba raczej nie chce czuć. – Powiedziała, widząc, że płeć brzydka jest zajęta swoją rozmową. – Gdzie byłaś?
-W pociągu.
-Ginevro. – Zmrużyła oczy. – Widziałaś się z Malfoyem. – Spojrzała na nią oskarżycielsko.
-Po co pytasz, skoro wiesz? – Odwarknęła. – Ty ciągle…
-Lepiej nie kończ. – Wstała i podeszła do drzwi. – Idę coś kupić. – Powiedziała i tyle było ją widać. -Co ją ugryzło?
-Oh, zamknij się Ronald! – Chłopak wzruszył ramionami, na słowa siostry i wrócił do rozmowy z kumplem. Ginny tym czasem złapała za książkę, którą wcześniej czytała Hermiona. – „Warto marzyć!”*? Co to za tytuł? – Ale mimo tego otworzyła na pierwszej stronie i zaczęła czytać.

Tymczasem Hermiona Granger wcale nie miała zamiaru niczego kupować, zwłaszcza, że pieniądze zostawiła w torebce, która została w przedziale.
Oparła czoło o chłodną szybę, chcąc w ten sposób ostudzić swoje rozgorączkowane myśli, ale nie wiele to pomogło. Wiedziała, że nie powinna patrzeć na innych przez pryzmat tego co było, a przez to co jest teraz. Ale tak łatwo powiedzieć, a ciężej zrobić, gdy osobą, która się ‘zmieniła’ jest ta sama osoba, która pogardzała tobą przez ostatnie sześć lat.
Tak.
Sześć.
Nie może powiedzieć, że siedem.
Już nie.
-Malfoy to Malfoy. – Szepnęła do siebie. – To się nigdy nie zmieni. – usłyszała za sobą prychnięcie i odwróciła się w stronę owego ‘prychnięcia’. – Malfoy.
-We własnej osobie. – Stanął obok niej, wpatrując się w jej oczy. – Granger.
-Tak mam na nazwisko. – Warknęła. – Nic się nie zmieniło od ostatniego razu, gdy się widzieliśmy. – Na powrót odwróciła się w stronę okna, patrząc na mijany krajobraz. – Sprowadzasz Ginny na złą drogę. – Kolejne prychnięcie dobiegło jej uszu.
-I Ty też będziesz jej matkować teraz?
-Nie. To jej życie, i ma prawo robić z nim co uważa. – Zerknęła na niego. – Nie skrzywdź jej, Malfoy. – Odepchnęła się i skierowała w stronę przedziału, gdzie zostawiła przyjaciół.
-Czekaj! Granger! – Poczuła uścisk na lewym przedramieniu, i szybko wyrwała rękę, przyciągając ją do siebie, jakby dotyk ją wręcz parzył. – Co do… - Pokręcił głową nie chcąc sobie zawracać tym głowy. – Posłuchaj…
-Nie…
-Posłuchaj! Ty, uparta… - Zatrzymał się, nie wiedząc jakiego zwrotu użyć względem niej, tak by nie urazić jej za bardzo.
-Co? Szlamo? To chciałeś powiedzieć?! – Zaatakowała niczym rozwścieczona kobra, na co blondyn cofnął się o krok w tył.
-Gryfonko. – Dokończył uznając, że to nie będzie obraźliwe względem jej osoby. – Mnie i Ginny nic…
-Daruj sobie. – Syknęła. – Wiem swoje i nie podoba mi się to co widzę!
-Gówno widzisz! Nic nie wiesz!! Jesteś zapatrzona tylko w swój piegowaty nos!
-Pierdol się Malfoy! – Otworzyła drzwi przedziału, wchodząc do niego i głośno trzaskając drzwiami, budząc tym Rona i strasząc Harryego. Ginny nie wiele się przejęła jej wejściem, zaczytana w książkę.
-Gdzie byłaś? – Zapytał czarnowłosy, poprawiając okulary. – Spotkanie Prefektów…
-Odmówiłam przyjęcia posady Prefekta Naczelnego.
-CO?! Zdurniałaś! Przecież to jest to na co tyle czekałaś! Każdy spodziewał się…
-Właśnie Ronald! KAŻDY spodziewał się, że przyjmę tą posadę! Mam dość tego, czego KAŻDY ode mnie oczekuje! Pora zacząć myśleć samodzielnie. – Wyrwała książkę z rąk Ginny, i całkowicie ignorując jej protesty, drugi raz tego dnia opuściła przedział, który zajmowała z przyjaciółmi.

Harry siedział osłupiały, patrząc w drzwi przedziału, za którymi zniknęła kilka sekund temu jego przyjaciółka.
-Co ją ugryzło?
-Też chciałbym to wiedzieć, Ron. – Potarł czoło w miejscu, gdzie znajdowała się blizna, mimo, że nie dawała o sobie znać już od dawna, ale nawyk jednak pozostał – Ginny…
-Ja nic nie wiem. – Odpowiedziała, na nie zadane jeszcze pytanie przez swojego chłopaka i usiadła obok niego, by wtulić się w jego bok. – Ale dzieje się z nią coś dziwnego, Harry. – Chłopak przygarnął dziewczynę bliżej siebie, całując ją w czubek głowy. Więc nie tylko on zauważył tą zmianę w ich przyjaciółce. A to oznaczało, że coś naprawdę jest na rzeczy, i on dowie się co to jest. Choćby miał gnębić przyjaciółkę przez cały rok.
Zrobi to.

~~*~~

Siedziała przy ogromnym stole, rozglądając się po całej Wielkiej Sali, niedowierzając, że nic się nie zmieniło. Wszystko było takie samo jak przed ostateczną bitwą. Musiała przyznać, że zawiodła się trochę. Miała cichą nadzieję, że zmienią choć minimalnie jej wygląd, tak aby nie przypominała o tym ilu poległo w tym miejscu winnych jak i niewinnych osób.
Ona wchodząc tutaj nie widziała tej Wielkiej Sali, w której spędziła bądź co bądź najlepsze lata swojego życia, a widziała rzeź jaka się tu dokonała. Widziała każdego poległego i wiedziała już, że nie będzie wstanie nic przełknąć w tym strasznym dla niej miejscu.
Wstała z podłużnej ławki przekraczając ją i miała już ruszyć w stronę wyjścia, gdy poczuła na nadgarstku ciepłą dłoń.
-Gdzie idziesz, Pansy? – Spojrzała na swojego przyjaciela, uśmiechając się niemrawo. – Nic nie zjadłaś.
-I nie zjem. – Odpowiedziała. – Nie jestem w stanie, Draco. – Usiadła znów na ławce. – To miejsce… – Wskazała ręką, otaczającą ich przestrzeń. – …już nie jest takie samo. To znaczy jest, ale nie jest rozumiesz? – Blondyn pokiwał głową, że nie do końca zrozumiał przyjaciółkę. – Cholera Draco! Odzwierciedlili to miejsce dokładnie takim samym, jakim było przed tą rzezią jaka się tu dokonała! Nie zmienili nic! Wchodząc tu widzę tych wszystkich poległych, tą całą rzeź – Znów wstała. – To już nie jest ten sam Hogwart, Draco. – Powiedziała i szybkim krokiem ruszyła w stronę wyjścia, by jak najszybciej znaleźć się w swoim dormitorium.
Wziąć kąpiel, i iść po prostu spać.


*Książka autorstwa Katherine Parker z serii 'Nie dla mamy, nie dla taty, lecz dla każdej małolaty'.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz